czwartek, 16 lipca 2009

Co nowego...

Dawno mnie tu nie było. Nadal twierdzę, że błogosławiony stan jest raczej mniej niż bardziej błogosławiony, ale przywykłam do tego. Dni spędzone "samotnie" w domu (samotnie tylko do 17 bo pies się nie liczy) pozwalają pogodzić się z aktualnym stanem i spojrzeć na niego z innej perspektywy.
Moja perspektywa zależy od stopnia natężenia nudy, a że doszła już do maksymalnej granicy, patrzę na mój stan z punktu widzenia zakupoholiczki. Łączę przyjemne z pożytecznym, w końcu WSZYSTKO się kiedyś przyda :) Tak też konto zostało nieco uszczuplone, by nie powiedzieć że znacznie bo mój mąż czyta bloga....a pies nauczył się zajmować sam sobą (spać na kocyku i reagować tylko na dźwięk dzwonka).
Jestem trochę zawiedziona, że nie mogę zwalić mojego zakupoholizmu na zmieniający się rozmiar, bo tak się nie dzieje, więc na dzień dzisiejszy wymówki co do ubrań nie posiadam, ale może już wkrótce. Mamy z Alienem za sobą 19 tygodni, a jemu dobrze w moim płaskim brzuszku, no cóż w końcu rozmiar nie gra roli.

W związku z tym, że mamy połowę miesiąca i połowę pensji (optymistyczna wersja), postanowiłam oddać się innym "pasjom". Poznałam fajnego szczura, uwielbia pochłaniać książki i ma niesamowitą osobowość. "Firmin" został poczęty przez uroczego staruszka o imieniu Sam Savage, przyznam że jak na pierwszą powieść, to jestem pod ogromnym wrażeniem. Książkę pochłania się jak ciastko z kremem, szybko ale z chwilą na delektowanie. A co do ciasteczek, to spróbowałam przepisu Rachel (TVN Style a co? ). Jeśli ktoś uwielbia przesłodkie i przemaślane łakocie to zaraz podam przepis.

Brak komentarzy: