To był koniec lata, a raczej początek jesieni, bo sezon na plażowe kawiarnie właśnie się skończył. Wszystko pod Grand Hotelem zostało już pozamykane i poskładane, zostało tylko kilka koszy. Sopockie kosze to jest to co kocham ogromnie, wiklinowa, w biało niebieskie pasy. Nawet mieliśmy z mężem plan aby taki zakupić do naszego niedoszłego domu z wielkim tarasem. Na razie musimy zadowolić się kilkoma zdjęciami. Swoją drogą uwielbiam te zdjęcia, robiłam je ukochaną Holgą, są poruszone, ale niewiarygodnie kontrastowe, takie jak lubię, no i ten wyjątkowy klimat.
Na tym zdjęciu Aminka otrzepuje stópki z piasku, uwielbiam jej małe nóżki więc nie mogłam się oprzeć aby nie zatrzymać tej krótkiej chwili na kliszy aparatu. Wybaczcie te krwiste chlapnięcia ...wyobraźcie sobie że to rozlany sok ;) Niestety po fakcie uzmysłowiłam sobie, że jakoś nie bardzo wyglądają przy buźce mojej uroczej córeczki, no ale co zrobić...
Ten wpis do Art Journala wykonałam wg scrapmapki #5. Nie pracowałam ze zbyt wieloma mapkami, ale z ręką na sercu mogę przyznać, że ta była dla mnie najtrudniejsza.